„O wodzie, która chciała zostać sobą”
- Dariusz Truszczynski
- 1 sie
- 7 minut(y) czytania
Dariusz Matt Truszczyński
Prolog
Zanim zaczęła się opowieść...
Zanim pojawił się chłopiec,
zanim Woda zaczęła się rozlewać,
zanim ktokolwiek zapytał „kim jestem?” –
była tęsknota.
Nie taka, która boli.
Taka, która ciągnie delikatnie za rękaw.
Była też myśl – może nie twoja, może czyjaś, ale bliska –
że coś ważnego się rozpływa.
Że rzeczy stają się miękkie, niewyraźne, półprzezroczyste.
Że świat niby jest, ale jakby nie był sobą.
I wtedy ktoś – może ty, a może ktoś do ciebie podobny –
postanowił zapytać:
„Co znaczy być?”
„Gdzie kończę się ja, a zaczyna świat?”
„Czy można kochać tak, żeby nie zniknąć?”
To nie jest bajka.
To jest wędrówka w głąb czegoś, co dobrze znasz,
choć może zapomniałeś, jak się nazywa.
A teraz otwórz tę opowieść.
I wejdź... jakbyś wracał.
Rozdział 1
O Wodzie, która nie miała domu
Kacper miał swoje miejsce, ale ostatnio jakby je gubił.
Nie dlatego, że jego łóżko zniknęło, albo że ktoś ukradł mu buty.
Wszystko było: stół, kubek, drzwi i kaloryfer.
Tylko nie było tego… czegoś.
Tego, co sprawia, że człowiek wie, gdzie się kończy świat,
a gdzie zaczyna jego serce .
Bo w świecie Kacpra wszystko zaczęło się rozlewać.
Domy nie miały już płotów, tylko domofony.
Ludzie nie mieli imion, tylko nicki.
Miłość była wszędzie – tylko nie tam, gdzie bolało.
A granice były tak uprzejme, że same się przestawiały,
żeby nikogo nie urazić.
Kacper patrzył i nie wiedział,
czy jeszcze patrzy, czy już śni.
A może wszystko, co było kiedyś „na pewno”,
teraz było „na niby”?
I wtedy ją zobaczył.
Małą kałużę, pośrodku chodnika.
Nikt na nią nie patrzył. Nikt się nie zatrzymał.
Ale Kacper poczuł, że ona jest żywa.
Przykucnął.
— Hej — powiedział cicho. — Wszystko w porządku?
Woda zadrżała.
Miała błyszczące oczy, choć przecież żadna kałuża ich nie ma.
Tylko że to nie była zwykła kałuża.
— Nie wiem — odpowiedziała.
Głos miała cichy, jakby wypowiedziany spod asfaltu.
— Próbowałam być wszędzie.
Wsiąkłam w trawę, poszłam z deszczem, z mgłą
i ze łzą pani Krystyny ze sklepiku obok.
Ale gdziekolwiek jestem, zaraz mnie nie ma.
Kacper milczał.
To było najdziwniejsze spotkanie w jego życiu.
I jednocześnie... najprawdziwsze.
— Ja chyba też trochę tak mam — powiedział po chwili. —
Że jestem, ale jakby mnie nie było.
Kałuża spojrzała na niego.
Albo raczej odbiła jego twarz tak, że aż się zawstydził.
— Może... — zaczęła ostrożnie —
może muszę znaleźć coś, co mnie utrzyma?
— Naczynie — podpowiedział Kacper.
— Więzienie?! – przestraszyła się kałuża.
— Nie. Kształt.
Woda zadrżała znowu.
Może ze strachu, a może z nadziei.
Kacper nie był pewien.
— Chcesz iść ze mną? — zapytał.
— Poszukamy czegoś, co cię nie zgasi, ale pomoże ci być.
Woda skinęła głową, chociaż wcale jej nie miała.
I tak się zaczęło.
Nie wielka wyprawa przez świat,
tylko mała podróż do środka znaczeń.
W stronę tego, co ma brzeg,
co ma nazwę,
co ma sens.
W stronę naczynia.
Rozdział 2
O Naczyniu, które było zrobione z granic
Woda płynęła obok Kacpra.
Trochę się toczyła, trochę ślizgała.
Nie była jeszcze rzeką ani potokiem, raczej… myślą.
Taką, która nie wie, czy jest ważna.
— A jeśli naczynie mnie zamknie? — zapytała nagle.
— To będziemy szukać innego — odpowiedział Kacper.
Słońce wędrowało między drzewami,
a oni szli ścieżką, która nie miała celu, tylko sens.
W końcu natrafili na coś niezwykłego.
Na pieńku, pomiędzy mchami,
stało naczynie.
Było z gliny. Miało pęknięcia
i trochę omszałe brzegi,
ale trzymało się dzielnie.
— Czy ty jesteś Naczyniem? — spytał Kacper,
z grzecznością, którą się mówi tylko do rzeczy starych.
— A czym chciałbyś, żebym był? — odpowiedziało Naczynie
głosem, który przypominał ciepły dym.
— Kimś, kto pomoże Wodzie się nie rozlać.
Naczynie zastygło na chwilę.
Może się zastanawiało,
a może tylko sprawdzało, czy Woda słucha.
— Ludzie często myślą, że jestem więzieniem —
powiedziało w końcu. — Ale to nie ja ich wiążę.
To oni sami się boją mieć kształt.
Woda drgnęła.
— Ale przecież kształt to granice… — szepnęła.
— I dlatego jesteś zmęczona.
— Naczynie patrzyło na nią z życzliwością.
— Bo chcesz być wszystkim i wszędzie,
a wtedy nigdzie cię nie ma.
— A jeśli mnie ktoś wleje w zły kształt?
— To nie ty jesteś winna,
tylko ręce, które zapomniały, że forma to nie kontrola.
To troska.
Kacper słuchał i poczuł coś dziwnego.
Jakby ktoś powiedział coś ważnego o nim samym,
chociaż nie padło jego imię.
— To co powinienem zrobić? — zapytał.
— Nie bać się być.
Nawet jeśli to oznacza, że nie będziesz wszystkim.
Bo tylko to, co ma brzegi, może być pełne.
Woda spojrzała na Naczynie i poprosiła cicho:
— Czy mogę wejść?
— Tylko jeśli chcesz — odpowiedziało Naczynie łagodnie.
I Woda weszła.
I nie zniknęła.
Po raz pierwszy od dawna nie czuła się rozlewana.
Kacper uśmiechnął się.
Nie dlatego, że wszystko zrozumiał.
Ale dlatego, że coś się ułożyło –
w nim, w Wodzie, w świecie.
— Czyli granice nie są po to, żeby dzielić —
powiedział sam do siebie.
— Tylko po to, żeby dawać miejsce.
I to było pierwsze z jego małych przebudzeń.
Rozdział 3
O Drzewie, które miało korzenie
Po tym, jak Woda weszła do Naczynia,
oboje przez chwilę nie mówili nic.
Szli dalej – Woda teraz spokojna, jakby odpoczywała.
Kacper – trochę zamyślony.
Niby nic się nie zmieniło, a jednak…
świat był mniej rozpływający się.
W końcu doszli do skraju lasu.
Stało tam Drzewo.
Nie największe, nie najgrubsze,
ale takie, które patrzyło.
Nie oczami – tylko czekaniem.
— Dzień dobry — powiedział Kacper. — Czy możemy usiąść?
— Jeśli potraficie usiąść tak, by nie spieszyć się w myślach —
odpowiedziało Drzewo. — To wtedy tak.
Usiedli.
Woda w swoim Naczyniu,
Kacper na mchu.
— Ty jesteś bardzo nieruchome — zauważył chłopiec.
— A ty bardzo w ruchu — odpowiedziało Drzewo.
— Bo szukam.
Tylko nie wiem, czego.
Drzewo milczało tak długo,
że Kacper zdążył pomyśleć, że może zasnęło.
— Szukasz miejsca — powiedziało w końcu. —
A miejsce nie jest czymś, co się znajduje.
Tylko czymś, co się przyjmuje.
— Ale ja nie wiem, gdzie moje jest.
— A wiesz, skąd jesteś?
Kacper zmarszczył brwi.
— Z miasta. Z bloku. Z kuchni, gdzie mama robi zupę.
Ale to wszystko się zmienia.
I ludzie mówią, że teraz świat jest wszędzie.
— A ja mam tylko to jedno miejsce — powiedziało Drzewo.
— I wcale nie jest mi ciasno.
Bo moje korzenie sięgają głębiej niż moje gałęzie.
Woda zaszemrała cicho,
jakby to ją poruszyło.
— A jeśli twoje korzenie byłyby w miejscu,
którego się wstydzisz? — zapytał Kacper.
— Co jeśli pochodzisz z czegoś, czego nie rozumiesz?
Drzewo zadrżało liśćmi.
— To znaczy, że jesteś jak większość ludzi — odpowiedziało cicho.
— I że masz szansę zapuścić własne korzenie... z miłością, nie z lękiem.
Kacper patrzył długo w ziemię.
Zaczął nawet wsłuchiwać się w to, co ciche —
pod trawą, pod mchem, pod wszystkim.
I pierwszy raz nie chciał iść dalej.
Chciał zostać.
Chociaż na chwilę.
Bo tylko ktoś, kto może się zatrzymać,
może naprawdę ruszyć.
Drzewo nie powiedziało już nic więcej.
Bo czasem milczenie to najlepszy nauczyciel.
Rozdział 4
O Rzece, która znała swój bieg
Po rozmowie z Drzewem Kacper długo milczał.
Czuł, że w jego sercu coś się zakorzeniło –
ale jeszcze nie umiał tego nazwać.
Woda też była cichsza.
Może dlatego, że coraz lepiej czuła się w swoim Naczyniu.
A może dlatego, że coraz mniej musiała się bać, że zniknie.
— Co teraz? — zapytała po chwili.
— Idziemy — powiedział Kacper.
— Ale nie żeby uciekać. Tylko żeby… znaleźć rzekę.
Wiedział, że musi ją znaleźć,
choć nie wiedział dlaczego.
Znaleźli ją po południu.
Szeroka. Szybka. Słoneczna.
Pachniała dalą .
Chłopiec podszedł bliżej i zapytał:
— Czy ty się nie boisz płynąć tylko w jedną stronę?
Rzeka uśmiechnęła się falą.
— A ty boisz się iść w żadną?
Kacper chciał coś odpowiedzieć, ale nie wiedział co.
— Każdy płynie — dodała Rzeka.
— Ale nie każdy wie, dokąd.
Większość rozlewa się w przypadek.
Woda zaszumiała niespokojnie.
— Czyli kierunek to też granica? — spytała.
— Kierunek to zaufanie, że sens istnieje —
odpowiedziała Rzeka.
— Ale przecież można się pomylić — powiedział Kacper.
— Oczywiście — potwierdziła Rzeka.
— Ale lepiej płynąć i odkrywać,
niż kręcić się w miejscu,
bo wszystko wydaje się równe.
Cisza.
Taka dobra, jak świeże powietrze po burzy.
— A jeśli ktoś cię zatrzyma? — zapytał chłopiec.
— Wtedy będę sobą nawet stojąc — odpowiedziała.
— Bo jestem rzeką, nie przez to, że się ruszam.
Tylko dlatego, że mam źródło i ujście.
Kacper spojrzał na Wodę w swoim Naczyniu.
Ona też chyba to poczuła.
— Chcę znać swój bieg — powiedziała cicho.
Rzeka uśmiechnęła się jeszcze raz.
I płynęła dalej.
Nie szukając niczego –
ale napełniając wszystko, co spotkała.
Rozdział 5
O Chmurze, która chciała być wszystkim
Dzień był dziwnie ciepły jak na poranek.
Powietrze było lekkie, wydawało się trochę zbyt lekkie –
jakby ktoś wlał do niego zbyt dużo marzeń
i za mało pamięci.
Kacper i Woda w Naczyniu szli dalej.
Za nimi zostały Drzewo i Rzeka,
a wewnątrz chłopca wszystko nadal rosło.
Nagle niebo zasłoniła Chmura.
Nie była zwykła.
Była ogromna, a jednocześnie bez kształtu.
Miała wszystkie kolory i żaden zarazem.
Raz pachniała jak ocean,
raz jak płatki śniegu,
a raz jak nic.
— Witaj — powiedziała z wysoka.
— Jestem wszystkim, czym chciałbyś, żebym była.
Kacper spojrzał na nią podejrzliwie.
— Czyli kim?
— Mgłą, deszczem, tęczą, parą wodną,
falą radiową, snem twojej cioci.
Wszystkim!
— A kim jesteś, gdy nikt na ciebie nie patrzy?
Chmura zamilkła.
Ale nie przestała się zmieniać.
— Czasem myślę, że jestem miłością — powiedziała nagle.
— Bo przecież miłość musi być wszystkim.
Miłość nie ocenia.
Miłość nie wybiera.
Miłość nie potrzebuje kształtu!
— Ale może potrzebuje ciała? — odezwała się cicho Woda w swoim Naczyniu.
— Ciała? O nie, nie.
Ciało to ograniczenie.
Ciało to wybór.
Ciało mówi: „tu jestem”,
a ja chcę być wszędzie.
Chmura zawirowała
i spróbowała otoczyć Kacpra.
Było chłodno.
I pusto.
— A kochasz kogoś?
— Wszystkich!
Tak samo!
Jednakowo!
Kacper spojrzał na nią długo.
W końcu powiedział:
— Jeśli kochasz wszystkich jednakowo,
to znaczy, że nikogo naprawdę.
Chmura zatrzymała się.
Pierwszy raz nie zmieniała kształtu.
— Miłość bez granic to miłość bez twarzy — dodał.
Woda zaszeptała:
— A bez twarzy nie można się przytulić.
Chmura próbowała coś powiedzieć,
ale słowa uleciały jak para.
Została tylko cisza.
I lekki deszcz.
Jakby ktoś płakał,
ale nie był pewien, czy wolno mu naprawdę.
Kacper i Woda w Naczyniu ruszyli dalej.
Teraz wiedzieli,
że nie trzeba być wszystkim, żeby być czymś ważnym.
A może właśnie odwrotnie.
cdn.


Komentarze